Beata Bojda: Makijażystka, stylistka i projektantka. Autorka wyjątkowego projektu „Etno”, który ukazuje esencję jej stylu – niesamowitą kreatywność w łączeniu elementów ludowych i nowoczesnych oraz umiejętność ich wykorzystywania zarówno w stylizacji, jak i w makijażu. Miłośniczka naturalnych kosmetyków kolorowych, które z powodzeniem stosuje w pracy, ale polega na nich także w prywatnym, codziennym makijażu.
To dzięki współpracy z panią Beatą udało nam się stworzyć sesję zdjęciową z użyciem naturalnych kosmetyków marek RMS Beauty i Juice Beauty. Podczas sesji, była ona nie tylko autorką każdego z makijaży, ale także pełnych stylizacji widocznych na fotografiach. Przeczytajcie wywiad, w którym opowiada o swojej pracy, rzeczach, które ją inspirują, a także o współpracy z Warsztatem Piękna. Poznajcie jej spojrzenie na codzienny makijaż i pielęgnację, ulubione trendy oraz podejście do naturalności, na którą stawia zawsze – w makijażu i w życiu prywatnym.
Justyna: Jak rozpoczęła się Pani przygoda z makijażem?
Beata Bojda: Już jako dziewiętnastolatka interesowałam się makijażem. Niestety niczego w Polsce wtedy nie było. Miałyśmy do dyspozycji jedynie cienie z Celii , potem pojawił się Revlon no i dla posiadaczy waluty był jeszcze Pewex, gdzie można było kupić kosmetyki rozpoznawalne na całym świecie, czyli Diora czy Chanel. Po kilku latach wychowywania dziecka pomyślałam, że fajnie byłoby coś zmienić w swoim życiu zawodowym, do tej pory pracowałam jako nauczyciel języka polskiego. Tak zaczęłam zajmować się właśnie makijażem. Początki były trudne, ponieważ wybór szkół przygotowujących do tego zawodu był bardzo niewielki, brakowało także magazynów i publikacji książkowych zajmujących się tą tematyką. Zanim zajęłam się makijażem na cały etat, pracowałam jako kosmetyczka. W międzyczasie ukończyłam półroczny kurs u „Dziewulskich”, który dał mi podstawową wiedzę z zakresu makijażu i oczywiście produktów profesjonalnych używanych przez makijażystów na całym świecie. W taki to sposób makijaż stał się dodatkiem do mojego zawodu kosmetologa, który porzuciłam kilka lat temu właśnie na rzecz makijażu. Od 10 lat zajmuję się tylko makijażem, szkoleniami, stylizacją i projektowaniem. Bo makijaż trzeba także zaprojektować.
fot. Ewa Żylińska
Czy to zacięcie artystyczne ujawniło się w Pani właśnie poprzez makijaż?
Myślę, że uzdolniona artystycznie byłam zawsze, tak jak większość mojej rodziny. Jedna z sióstr i obie siostrzenice pięknie rysują. Moja średnia siostra jest mistrzem robótek ręcznych, zresztą to ona wykonuje dla mnie kolczyki i biżuterię z włóczki.
Poza tym pokolenie ludzi urodzonych w latach 60, dojrzewających w latach 70, 80 – było pokoleniem ludzi bardzo kreatywnych. Kiedy niczego nie było w sklepach, ubrań, materiałów, butów – trzeba się było nauczyć własnej kreacji. Przeszywałyśmy więc stare sukienki mam i ciotek. Wszystkie miałyśmy dryg do artystycznego tworzenia siebie. Takie najwcześniej podjęte przeze mnie próby artystyczne to odnawianie starych mebli mojej babci. Do dzisiaj mam w kuchni jej kredens.
Moda już wtedy była w Polsce, jednak tylko w dużych miastach, w Warszawie, w Łodzi czy Krakowie, nie na Śląsku Cieszyńskim, z którego pochodzę. My uczyłyśmy się mody w pojawiających się wtedy jak grzyby po deszczu second – handach. To w nich wyszukiwałam sukienki Diora, Chanel, piękne tkaniny, jedwabie, rzeczy z lat 50. Niektóre z nich mam do tej pory.
Jakie są Pani odczucia w stosowaniu kosmetyków naturalnych?
Przy kosmetykach konwencjonalnych jesteśmy przyzwyczajeni do pracy przy użyciu narzędzi, takich jak pędzle czy gąbki. Natomiast kosmetyki naturalne są bardzo sensoryczne, bo pracujemy palcami. Dzięki temu makijaż cudnie się wtapia w skórę i nie można go nałożyć w nadmiarze. Dla mnie, posiadaczki, od zawsze, bardzo suchej skóry, która obecnie z racji wieku zaczyna także tracić jędrność i ma tendencję do odwodnienia, kosmetyki na bazie olejów są bardzo komfortowe. Pomimo, że nie utrwalam ich pudrem sypkim, długo się utrzymują a moja skóra jest gładka i aksamitna. Są niesamowite i polecam ich stosowanie na co dzień, zwłaszcza kobietom po pięćdziesiątce, których skóra zaczyna być sucha i cienka.
A codzienny makijaż, czy powinien według Pani zamykać się w sztywnych ramach tego, co proponują nam popularne makijażystki i blogerki, które obserwujemy na Instagramie, na Youtube. Jakie to ma odzwierciedlenie w normalnym życiu?
Myślę, że codzienny makijaż zależy od czasu, miejsca, pory roku. Podczas wakacji wystarczy mi krem z filtrem i odrobina złocistego bronzera, który nakładam na powieki i na policzki, czasami w ogóle niczego nie nakładam. Oczywiście są sytuacje, kiedy chcę, żeby mój makijaż był bardziej dopracowany – jako kobiety jesteśmy trochę próżne, chcemy dobrze wyglądać. Każda z nas ma swoje ścieżki i swoje rytuały. Na pewno uwielbiam mieć ukryte wszelkiego rodzaju niedoskonałości i właśnie odpowiednia korekta jest dla mnie podstawowym celem makijażu. Produktem numer jeden jest w związku z tym dobrze dobrany podkład, który nawilży, wyrówna koloryt i rozświetli skórę. To często wystarcza na takie codzienne życie, jak pójście na zakupy, czy po dziecko do szkoły.
A jak uzyskać efekt no makeup?
Nasza skóra naturalnie pokryta jest filmem hydrolipidowym i ma delikatny połysk. W związku z tym możemy zrezygnować z pudrowego wykończenia makijażu, który w codziennym stosowaniu może ją poza tym przesuszyć. Ograniczamy się do kolorystyki skóry a gradacja pomiędzy kolorami powinna być bardzo subtelna. Do wykonania makijażu dobrze jest użyć kremowych kosmetyków, które są delikatne i pozostawią naturalny połysk na skórze. Jeśli mamy piękne, długie rzęsy wystarczy je pokryć odżywką. Jeśli nasze rzęsy są krótkie i przerzedzone, naturalna maskara, która je delikatnie wydłuży i przyczerni, także wpisuje w makijaż no makeup.
Obecne trendy w makijażu. Te najlepsze według Pani i najgorsze?
Najlepszy to właśnie makeup no makeup. Nie tylko zwyczajne kobiety zauważyły, że makijaże naturalne, kremowe są dla nich lepsze, to także trend, który od kilku sezonów jest podstawą na wybiegach. Totalnie naturalny kolor skóry, totalnie naturalny połysk. Podkreślone usta albo policzki, ale także kosmetykami kremowymi, które są wcierane. Nie ma granic graficznych zarówno w przypadku różku, jak i na ustach. Taki efekt jest najbardziej trendy w tym sezonie. Najgorszym trendem jest przesadne konturowanie i rozświetlanie. W ogóle nie lubię przesady w makijażu, zwłaszcza codziennym. Makijaż sceniczny i kreacyjny to co innego, on może być mocno przesadzony i tak naprawdę nie ma reguł. Jet sztuką. Nie chciałabym być dziełem sztuki, wolę naturę.
Co może pani poradzić kobietom z dojrzałą skórą, które rezygnują z makijażu, bo boją się, że będą wyglądały niekorzystnie, że makijaż podkreśli „niepożądane” cechy ich wyglądu, które pojawiają się wraz z upływem czasu.
Odpowiedni makijaż nie postarzy, postarzają źle dobrane produkty, zwłaszcza te wysuszające. Dojrzała skóra charakteryzuje się tym, że jest bardzo cienka, sucha, z tendencjami do przebarwień i popękanych naczynek Dobry podkład jest w stanie zadziałać cuda pod warunkiem, że ma kremową, bogatą konsystencję. Nigdy nie wybieram dla siebie kosmetyków liftingujących, które zaraz po użyciu sprawiają wprawdzie ,że skóra jest idealnie napięta i gładka, jednak po jakimś czasie czuję ściągnięcie i dyskomfort a zmarszczki się pogłębiają.
Jest pani także stylistką i projektantką, co sprawiło, że zaczęła się Pani zajmować również modą?
Krok po kroku. Na makijażowych sesjach zdjęciowych, często musiałam również zajmować się stylizacją. Później zaczęłam także pracować przy projektowaniu kostiumu filmowego i teatralnego. Wróciłam do korzeni. Miałam 50 lat i postanowiłam iść na studia. Obecnie robię dyplom z projektowania ubioru a projekt ETNO jest rezultatem moich studiów. Uważam, że moje najlepsze kreacje powstały w ciągu tych 4 lat. Myślę, że moje twórcze, kreatywne myślenie było uśpione, a szkoła potrafiła mnie otworzyć.
fot. Ewa Żylińska
Projekt „Etno” to niesamowite bogactwo barw, stylów, różnorodność faktur. Proszę trochę o nim opowiedzieć. Czym się Pani inspirowała?
To wciąż otwarty projekt. Planuję go kontynuować z użyciem produktów RMS Beauty. Dzięki temu, że są na bazie olejów, to w zasadzie nie ma takiego rozgraniczenia, że to co jest na powiece nie może być na ustach i na odwrót. Wszystko jest dowolnością, a na pewno nie zaszkodzi skórze.
Podoba mi się eklektyzm zarówno w ubraniu, jak i w makijażu, lubię pomieszanie stylów. Inspiracją do projektu „Etno” były papierowe kwiaty, zdjęcia panien młodych, obrazy ze świętymi, które często mają aureole. Zafascynowały mnie także czepce z koronki, z kwiatów, całe ich piętra, które nakładały panny młode na głowę w dniu ślubu. Te trzy elementy nałożyły się na siebie i powstał projekt ETNO. Kostiumy oraz biżuteria to już moje upodobanie do recyklingu. To są rzeczy przerabiane, kompletowane, bardzo wielka różnorodność.
Co sprawiło, że zdecydowała się Pani na współpracę z Warsztatem Piękna?
Przede wszystkim z Anią Grelą znamy się z czasów, kiedy obie byłyśmy doradcami. Ania z dziedziny urody, a ja z dziedziny makijażu, poznałyśmy się na targach kosmetycznych. Nigdy nie miałam problemu z upływem czasu, ze starzeniem się i nigdy nie chciałam wyglądać inaczej niż wyglądam. Zawsze fascynowała mnie naturalna uroda. W swoim życiu chciałam naturalnie jeść, naturalnie mieszkać. Nie wyobrażam sobie posiadania mieszkania urządzonego przez architekta. Mam taki wewnętrzny spokój i akceptację wszystkiego, co się we mnie zmienia. Kosmetyki, które Ania promuje i które znajdują się w Warsztacie Piękna, wpisują się idealnie w moją filozofię. Lubię to co jest naturalne, nie lubię chemii. Lubię to, co radykalnie cię nie zmieni, ale poprawi komfort twojego starzenia się i pielęgnacji.
Czy ma pani swoje ulubione rytuały pielęgnacyjne?
Jest to przede wszystkim kąpiel, w odpowiednio ciepłej, ale nie za gorącej wodzie. Najchętniej z borowiną, która ma oczyszczające właściwości. I uwielbiam masaże. Dla mnie to podstawa zabiegów anti – ageing. Jeśli masujesz swoją twarz i robisz to codziennie, to tak jakbyś chodziła na siłownię twarzy. Mięśni twarzy nie używamy w taki sam sposób. Kobiety często o tym zapominają, że nasze mięśnie twarzy, mięśnie szyi, pracują ciągle tak samo. Nie ćwiczymy ich. To sprawia, że łatwo ulegają starzeniu grawitacyjnemu. Masaż daje nam niesamowitą przyjemność, silne działanie przeciwstarzeniowe, pobudzenie układu krwionośnego, zwiększa też wchłanianie się produktów pielęgnacyjnych. Uwielbiam używać olejków z naturalnymi wyciągami roślinnymi.
Czy jest znana osoba, którą wyjątkowo chciałaby Pani pomalować?
Jestem pod ciągłym wrażeniem Maryl Streep, której sposób na życie jest mi bardzo bliski. Ona nie poddaje się terrorowi bycia idealną. Bo to jest terror, w stosunku do kobiet. Musimy być ciągle płaskie, piękne, bez jednej zmarszczki, bez siwego włosa i z makijażem pod kreskę. Z rozrzewnieniem wspominam czasy nastoletnie kiedy wszystkie byłyśmy naturalne. Byłyśmy wręcz nieświadome tego co wypada, a czego nie. Dzisiaj boimy się być po prostu sobą, na szczęście wszystko się zmienia. Coraz częściej wypada po prostu być. Meryl Streep jest dla mnie właśnie taką ostoją naturalności i chciałabym ją kiedyś poznać osobiście.
Rozmawiała: Justyna, Warsztat Piękna